czwartek, 25 kwietnia 2024
1724789
Today
Yesterday
This Week
Last Week
This Month
Last Month
All days
8
814
2619
1716853
13996
18956
1724789

Twój IP: 3.142.250.114
Czas serwera: 00:44:45

Warto przeczytać

Kościół to nie punkt usługowy, czyli o sakramentach 

autor: Jarosław Stróżyk
 

Coraz więcej księży zwraca uwagę na problem – wierni nie rozumieją istoty sakramentów świętych. Traktują je jako usługę, która im się należy, i jeśli Kościół stawia im wymagania, obrażają się na niego i na Pana Boga. 
– Dzisiaj wielu ludzi uważa się za wierzących, gdyż otrzymali sakrament chrztu świętego, przystąpili do Pierwszej Komunii Świętej i okazjonalnie pojawiają się w kościele. Twierdzą: „my jesteśmy wierzący i nam się wszystko należy”. Upominają się o dalsze sakramenty, żyjąc w nieślubnych związkach. A nawet wyrzucają księżom, że odpychają ludzi od Kościoła, gdyż nie chcą chrzcić ich dzieci i spełniać oczekiwań. A przecież Kościół to nie sklep, w którym można wszystko kupić i jeszcze postawić wymagania, niejednokrotnie wszczynając kłótnie – przekonuje swoich wiernych ks. Jacek Szostakiewicz, proboszcz parafii Błogosławionych Męczenników Podlaskich w Siedlcach. – Przyzwyczailiśmy się do tego, że nam się wszystko należy i wystarczy mieć pieniądze, aby nabyć sobie sakramenty i załatwić wszystkie usługi. Kościół to nie punkt usługowy, w którym można szybciutko załatwić Mszę św. lub coś innego, wtedy kiedy mamy na to czas. Niektórzy skarżą się nawet do księdza biskupa, że księża odmawiają im sakramentów lub innych posług. Okazuje się, że w którymś momencie zabrakło wiary, nawet takiej małej jak ziarnko gorczycy. Oderwaliśmy się od wspólnoty Kościoła i bardziej myślimy kategoriami współczesnego świata niż Jezusa Chrystusa – podkreśla.

 
Poważny problem
Na problem usługowego podejścia przez niektórych wiernych do sakramentów zwraca uwagę coraz więcej księży. Ich zdaniem to obecnie jeden z najpoważniejszych problemów Kościoła. – Część ludzi przychodzi do Kościoła jak do sklepu. Po to, by załatwić sprawę, coś dostać – mówi ks. Jan Sikorski, emerytowany proboszcz parafii św. Józefa w Warszawie. – Dochodzi wówczas do totalnego nieporozumienia. Z jednej strony mamy sakramenty, które są darem od Boga, do których przyjęcia potrzebna jest wiara i które mają nam pomóc tę wiarę pogłębiać i ubogacać. Kościół może ich udzielać tylko tym, którzy są do nich przygotowani. Z drugiej strony mamy postawę roszczeniową części wiernych i brak zrozumienia, czym sakramenty są. Nic zatem dziwnego, że coraz częściej dochodzi do konfliktów na linii proboszczowie – wierni, a ludzie odchodzą z biura parafialnego rozczarowani – dodaje.

Postawa roszczeniowa wśród wiernych jest coraz powszechniejsza. Ostatnio kiedy nie chcieliśmy spełnić jakiegoś żądania, usłyszałem, że jak tak dalej księża będą postępować, to zostaną w Kościele sami – opowiada dominikanin o. Paweł Kozacki. – Coraz częściej pojawiają się też argumenty znane z handlu: płacę – wymagam.

 
Chrzest, ślub, bierzmowanie
Księża przyznają, że najczęściej do konfliktów dochodzi w trakcie przygotowań do sakramentów chrztu, małżeństwa i bierzmowania.

– Ksiądz utrudnia, a ja chcę tylko ochrzcić dziecko – to zdanie słyszał wielokrotnie każdy proboszcz – mówi ks. Sikorski. – Najczęściej dzieje się tak, kiedy rodzice nie mają ślubu. Obowiązkiem Kościoła jest wówczas nakłaniać ich, jeśli jest to możliwe, do uporządkowania tych spraw. Jednak ludzie nie przyjmują tego dobrze. Często słyszymy, że tak nie można. To nie wina dziecka, że rodzice tak żyją itp. Wielu proboszczów ulega takim argumentom – podkreśla.

Ale występują i inne trudności. – Przyszła do mnie para, która chciała ochrzcić dziecko. Podczas rozmowy okazało się, że matka chrzestna jest osobą niewierzącą. Nie mogli zrozumieć, dlaczego dla Kościoła stanowi to problem. Mimo mojego tłumaczenia, że rodzice chrzestni przyjmują na siebie obowiązek wychowania dziecka w duchu katolickim i w tej sytuacji spełnienie tego warunku jest niemożliwe, matka upierała się, że to jej najlepsza przyjaciółka i powinna być matką chrzestną jej dziecka – opowiada jeden z księży pracujących w poznańskiej parafii. – Dla wielu osób „trzymanie dziecka do chrztu” staje się jedynie „okazją towarzyską” – dodaje.

Podobne problemy występują przy zawieraniu małżeństwa. – Dla wielu młodych ślub kościelny jest obecnie tylko dodatkiem do wesela. Mało istotnym, choć niezbędnym szczegółem. Nie chcą się do tego sakramentu w żaden sposób przygotowywać. Kiedy Kościół stawia im w tej mierze pewne wymagania, obrażają się. „Ale o co chodzi, proszę księdza? Przecież płacimy za ślub” – podkreślają. Nie dostrzegają różnicy między wynajęciem sali weselnej a sakramentem małżeństwa – załamuje ręce jeden z warszawskich księży. – Kiedy próbuje się im tłumaczyć, dlaczego konieczne są te przygotowania, słyszymy, że Kościół potrafi tylko utrudniać życie.

Najwięcej nieporozumień wywołuje chyba przygotowanie do sakramentu bierzmowania. – Wielu młodych w ogóle nie wie, po co go przyjmuje. Bardzo często można usłyszeć, kiedy się z nimi rozmawia, że przychodzą do bierzmowania, bo chcą mieć święty spokój. Bo nie chcą potem mieć problemów ze ślubem – opowiada ojciec Kozacki.

Żeby to zmienić, Kościół wprowadził kilkuletnie przygotowania do tego sakramentu. Młodzi muszą m.in. uczestniczyć w specjalnych spotkaniach formacyjnych. Czy to działa? – Nie do końca. Wiele osób traktuje uczestnictwo w nich jako obowiązek, który trzeba po prostu odbębnić. Podobnie jest z obowiązkowym uczestnictwem w Mszy św. czy pójściem do spowiedzi. Później niektórzy przychodzą do spowiedzi i mówią, że „przyszli po podpis”. Kapłan musi się bardzo w konfesjonale natrudzić, by taka spowiedź w ogóle była ważna – mówi o. Kozacki.

 
Obrzędy przysłaniają istotę
Na inny problem zwraca uwagę Paweł Milcarek, redaktor naczelny „Christianitas”. – Dla wielu osób sakrament staje się jakimś magicznym obrzędem, w którym wypada uczestniczyć. Problem w tym, że liczy się tylko sama uroczystość, ale nie istota sakramentu. Widać to zwłaszcza przy pierwszej Komunii św., która jest istotnym wydarzeniem rodzinnym i towarzyskim, okazją do otrzymania prezentów, a nie zrozumienia, czym jest dar Eucharystii – podkreśla. – Podobnie jest z innymi sakramentami, które traktowane są często jako jednorazowe wydarzenie, coś, co nam się należy, a nie jako dar, który towarzyszy nam przez całe życie i z którego możemy korzystać – mówi Milcarek.

Jego zdaniem Kościół nie radzi sobie z tym problemem. – Można powiedzieć, że zawsze istniały w Kościele dwie grupy wiernych. Tych, którzy podchodzili do religii w sposób bardziej świadomy, i tych, którzy nie zagłębiali się w jej istotę. Problem jednak w tym, że dziś ta druga grupa stanowi zdecydowaną większość, a nawet wśród ludzi bardzo pobożnych zdarzają się osoby, które podchodzą do sakramentów jak do usługi, która nam się od Kościoła należy – mówi Milcarek.

 
Dlaczego tak się dzieje?
– Przyczyn jest wiele. Przede wszystkim coraz mniejsza świadomość religijna. Wielu ludzi nie zna nawet podstawowych prawd wiary, a co dopiero istoty sakramentów – uważa ks. Sikorski. – Problem w tym, że nie mają gdzie się ich nauczyć. Rodzice w domu nie przekazują tej wiedzy, bo często sami jej nie mają. Katecheza w szkołach jest lekceważona itd. – dodaje.

W tej sytuacji pojawiają się głosy, że być może Kościół powinien wyjść naprzeciw oczekiwaniom wiernych i poluzować niektóre nakazy moralne, być bardziej elastycznym itp. – Kościół nie może zmieniać prawd, które głosi, dlatego że takie są nastroje czy oczekiwania społeczne – odpowiada o. Kozacki. – Sakramenty i to jak powinno się do nich podchodzić nie są jakimś widzimisię księży, tylko wynikają z prawd wiary – podkreśla i podaje przykład Kościoła w wielu krajach Europy Zachodniej. – Tam w pewnym momencie przyjęto model Kościoła jako punktu usługowego, który stara się jedynie odpowiadać na zapotrzebowanie wiernych i ich specjalnie nie niepokoić. Efekt? Odpływu wiernych z kościołów i tak nie udało się zatrzymać, a niektóre sakramenty zatraciły u wiernych swój sens, jak np. sakrament pokuty – mówi o. Kozacki. – Takie myślenie to droga donikąd. Celem Kościoła nie jest zabieganie o wiernych, by byli zadowoleni, by świątynie były pełne – choć wielu się tak wydaje. Prawdziwy cel to prowadzenie ludzi do zbawienia. Stawianie im wymagań i mówienie rzeczy, które nie zawsze są przyjemne. Tego celu Kościół nie może zatracić – podkreśla.

– Każdy z nas jest sługą wobec Jezusa Chrystusa, który całym swoim życiem uczy nas służby i nie oczekuje żadnej wdzięczności, tylko naśladowania Go w tym. Jeśli człowiek tego nie zrozumie, to nieustannie będzie przyczyniał się do rozbijania Kościoła, gdyż nie będzie umiał wejść we właściwe relacje z Panem Bogiem i drugim człowiekiem. Jego postawa będzie ciągle roszczeniowa, a sakramenty przyjęte tylko dla zaspokojenia sumienia niczego nie rozwiążą. Dopiero otwarcie się na Boga i utożsamianie się ze wspólnotą Kościoła uczy człowieka właściwej wiary. Wiary mocnej i pięknej, która nie dzieli, a łączy. W Kościele ma dokonywać się spotkanie człowieka z Bogiem i z drugim człowiekiem na płaszczyźnie tej samej wiary. W innym przypadku będziemy mieli „załatwiaczy” swoich spraw i swoich interesów. Tacy ludzie bardzo szybko oddalą się od wspólnoty, gdy załatwią to, co jest im potrzebne na dzisiaj. Ale jutro pojawi się problem niezrozumienia księdza, drugiego człowieka i swojego losu – podkreśla ks. Szostakiewicz.

 
Komu sakramenty?
„Celem sakramentów jest uświęcenie człowieka, budowanie mistycznego Ciała Chrystusa, a wreszcie oddawanie czci Bogu. Jako znaki mają one także pouczać. Sakramenty wiarę nie tylko zakładają, lecz za pomocą słów i rzeczy dają jej wzrost, umacniają ją i wyrażają. Słusznie więc nazywają się sakramentami wiary” (KKK 1123). To proste sformułowanie zawarte w Katechizmie Kościoła Katolickiego trzeba odnieść do wielu dylematów, które zostały wcześniej wyrażone w wypowiedziach cytowanych przeze mnie kapłanów. Przyjęcie sakramentu nie jest jakimś folklorystycznym wydarzeniem w życiu człowieka. Choć są one związane z pięknymi ceremoniami i mają swoją zewnętrzną oprawę, bez wątpienia mogą się bez niej obyć. To, co najważniejsze, dzieje się przecież między człowiekiem i Bogiem. A więc zakłada wiarę tego, kto sakramenty przyjmuje.

Powracające tutaj często słowo „usługa” jest bardzo bolesne, zwłaszcza jeśli przypomnimy sobie towarzyszące nam hasło: Kościół naszym domem. Bo dom nie jest przecież miejscem świadczenia usług, ale serdecznej obecności i wzajemnego wsparcia. Ci, którzy zjawiają się w parafiach, by „skorzystać z ich usług”, rzeczywiście mogą poczuć się zawiedzeni, zwłaszcza pojawiającą się oschłością domowników. Jednak braterstwo domu, którym jest dla nas Kościół, musi skłaniać do postawienia pytania, jak pomóc tym wszystkim, którzy od tego domu się oddalili. Z jednej strony księżą stają dziś wobec pytania, czy nie należałoby sakramentalnej posługi konkretnej osobie odmówić, z drugiej – pytają, jak to zrobić, by ktoś słysząc o wymaganiach, nie odwrócił się plecami i nie opuścił tego domu, trzaskając drzwiami…

Prostych odpowiedzi i prostych rozwiązań w obliczu tych pytań i doświadczeń nie ma. Dla księży są to historie konkretnych ludzi, których chcieliby przyprowadzić na nowo do domu, którym jest Kościół. Żeby to zrobić, trzeba by jednak znaleźć podatny grunt – dobrą wolę i gotowość człowieka, by zobaczyć siebie nie tylko w kontekście oczekiwania na sakrament, ale całej jego relacji do Boga i Kościoła. To jednak oznaczałoby konieczność porzucenia drogi do supermarketu i wejścia na drogę, która prowadzi do nawrócenia.

 

Liturgia na dzis