Zaduszki - Wspomnienie Wszystkich Wiernych Zmarłych
- Opublikowano: środa, 02 listopada 2011 16:06
Przeczytaj i pomyśl...
Na cmentarzach ruch. Kamieniarze kończą stawiać pomniki. Bliscy odnawiają nagrobki, czyszczą, sprzątają, krzątają się. Niektórzy spotykają się tu codziennie, inni tylko teraz, na Zaduszki.
"Idę przez cmentarz — obyty z tym miejscem od dzieciństwa. Pamiętam niektóre pogrzeby sprzed kilkudziesięciu lat, gdy jako ministrant zaczynałem oswajać się z widokiem zmarłych, trumien, otwartych grobów, płaczących ludzi, cmentarza. Przy grobach swoich bliskich też stanąłem — tato umarł ponad 20 lat temu, mama w sierpniu (a przeżyła 101 lat)... Babcia, ciocie... I Asia, która uczyła mnie, jak cierpieć i chorować... Przy grobach budzą się wspomnienia. Jak długi film. Ale życia, jak filmu, odtwarzać nie można. Wszystko wydarzyło się raz, jeden jedyny raz. I jeden jedyny raz przyszła chwila odejścia. Dla nas bolesna i smutna. A dla nich? Dla tych, których wciąż kochamy?...
Idę pośród grobów. Na jednym z daleka widzę napis: Cześć jego pamięci! Obok inny grób, inny napis: Prosi o modlitwę. Pamięć nie wyklucza modlitwy, modlitwa zakłada pamięć. A przecież to dwie bardzo różne postawy wobec śmierci i tego, co po śmierci.
Nie wiem, co napiszą kiedyś na moim grobie. Wolałbym jednak, żeby to była prośba o modlitwę. Dlaczego? Ze swej wiary w wieczne trwanie życia nie muszę się tłumaczyć. To przecież oczywiste. Jestem chrześcijaninem — człowiekiem Chrystusa. Tego samego, którego ludzie chcieli się pozbyć z wielu powodów. To im się nie udało, bo On wrócił — ale wrócił inaczej, niż mogli się byli spodziewać. I jeśli ja dziś mówię o wiecznym trwaniu życia, właśnie to mam na myśli: inaczej!
Chwila śmierci jest chwilą początku innego życia — ale przecież ja to będę nadal ja, Tomasz Horak. Ty zaś będziesz ty. Wierzący w wieczne trwanie życia nie mają złudzeń, jakoby miało kiedyś wrócić to, co przeżywamy teraz. Apostoł Paweł, ten sam, który spotkał Zmartwychwstałego, napisze: „Ani oko nie widziało, ani ucho nie słyszało, ani serce człowieka nie zdołało pojąć, jak wielkie rzeczy Bóg przygotował” (1 Kor 2,9). I na tę chwilę, na dzień zanurzenia się w to inne, oczekiwane, ale wciąż moje życie czekamy.
Wszelako nie bez obaw. Nie, obawa nie dotyczy tego, że za progiem biologicznej śmierci mogłoby nie być niczego. Nasze obawy są zgoła inne. To przecież JA tam pójdę. Ja — z całym inwentarzem i dobytkiem lat przeżytych na tym świecie. Pójdę, by stanąć oko w oko z Dobrem — tak przecież można nazwać Boga. A we mnie (i w Tobie) nie samo dobro. Zła też wiele. I obojętności wiele (a obojętność nie jest dobrem). Słabości wiele, ale i przewrotności wiele. Jednym słowem grzechu wiele. Mojego grzechu i mojej winy. Jakże stanę wobec Boga? Jak pokażę się przed Twórcą i Miarą wszelkiego dobra?
W takim momencie chciałbym mieć kogoś obok siebie. Na szczęście będzie ten Ktoś — jest nim Jezus. On jest wszystkim. Ale On nie jest sam. Z Jezusem są wszyscy, którzy Mu uwierzyli. Zatem chwila śmierci — mimo że jest najbardziej samotną chwilą życia — nie pozostawi mnie w zupełnym opuszczeniu. I wtedy — już na drugim brzegu — zacznie się trudny odcinek mej drogi do domu Ojca. Drogi, na której będę musiał zostawić wszelkie pozostałości zła, jakim obciążyłem swoje sumienie. Nasza tradycja nazywa to czyśćcem. Jak długa będzie ta droga? Nie pytam ani o czas, ani o odległość. Tam będą inne miary. Wszelako patrząc na siebie i ludzi wokół mnie, widzę ogromne różnice dojrzałości w dobrym. Z tego wnoszę, że owa droga ku odwiecznemu Dobru niejednakową dla nas będzie. Chciałbym w tej drodze mieć kogoś obok siebie. Będzie Zbawiciel. Będzie Jego krzyżowa, zwycięska ofiara. Z Nim będzie modlitewna pamięć tych, którzy już są w domu Ojca, i tych, którzy są jeszcze w drodze przez ziemię. Modlitewna pamięć... Najwięcej znacząca, gdy modlący się jest najbliżej Zbawiciela. A zatem Msza św., a zatem zjednoczenie z Nim w Komunii. Ta modlitwa znaczy najwięcej. Doskonale to przeczuwamy — dlatego zwykle przed pogrzebową Mszą tylu ludzi staje przed konfesjonałem, by zmarłemu ofiarować tę najwięcej znaczącą modlitwę. Dopiero na jej przedłużeniu są wszystkie inne modlitwy — i te mówione, i te śpiewane. Ale i te, których nie nazywamy modlitwą, a przecież mogą się w modlitwę przemienić. To przynoszone na grób kwiaty, zapalane znicze. Wiem, mogą być tylko wyrazem pamięci. Wszystko zależy od tego, co wypiszemy w sercu. A na pomniku? Niechby już lepiej przypominał, że bardziej od pamięci modlitwa potrzebna.
Stojąc pośród grobów, patrzyłem na niemłodą już kobietę przy grobie niedawno zmarłego męża. Odchodziła kilka razy, kilka razy wracała. Nie mogła rozstać się z grobem. Z grobem — wiedziała przecież, że wierny towarzysz jej życia już jest u Pana. Przeżegnała się jeszcze raz, widziałem, jak jej wargi poruszają się w bezgłośnym pacierzu. Pochyliła się, poprawiając kwiaty i znicze, które pod dotknięciem jej pacierza i jej dłoni stawały się modlitwą. Wreszcie wyprostowała się, szybkim ruchem odwróciła i poszła ku bramie cmentarza. Jej modlitwa została dłużej, niż ona sama mogła pozostać".
ks. Tomasz Horak