Chcę pomóc!
- Opublikowano: niedziela, 06 maja 2012 18:42
3 Maja - Uroczystość NMP Królowej Polski
A my w tym dniu nie tylko modliliśmy się za naszą Ojczyznę, ale po raz kolejny oddawaliśmy krew. Akcja "Kropelka krwi od parafii Węglewo" przyniosła blisko 10 litrów krwi. Jesteśmy coraz lepsi... Wielkie dzięki wszystkim uczestnikom.
Warto przeczytać
- Opublikowano: piątek, 20 kwietnia 2012 14:09
Kościół to nie punkt usługowy, czyli o sakramentach
autor: Jarosław Stróżyk
Coraz więcej księży zwraca uwagę na problem – wierni nie rozumieją istoty sakramentów świętych. Traktują je jako usługę, która im się należy, i jeśli Kościół stawia im wymagania, obrażają się na niego i na Pana Boga.
– Dzisiaj wielu ludzi uważa się za wierzących, gdyż otrzymali sakrament chrztu świętego, przystąpili do Pierwszej Komunii Świętej i okazjonalnie pojawiają się w kościele. Twierdzą: „my jesteśmy wierzący i nam się wszystko należy”. Upominają się o dalsze sakramenty, żyjąc w nieślubnych związkach. A nawet wyrzucają księżom, że odpychają ludzi od Kościoła, gdyż nie chcą chrzcić ich dzieci i spełniać oczekiwań. A przecież Kościół to nie sklep, w którym można wszystko kupić i jeszcze postawić wymagania, niejednokrotnie wszczynając kłótnie – przekonuje swoich wiernych ks. Jacek Szostakiewicz, proboszcz parafii Błogosławionych Męczenników Podlaskich w Siedlcach. – Przyzwyczailiśmy się do tego, że nam się wszystko należy i wystarczy mieć pieniądze, aby nabyć sobie sakramenty i załatwić wszystkie usługi. Kościół to nie punkt usługowy, w którym można szybciutko załatwić Mszę św. lub coś innego, wtedy kiedy mamy na to czas. Niektórzy skarżą się nawet do księdza biskupa, że księża odmawiają im sakramentów lub innych posług. Okazuje się, że w którymś momencie zabrakło wiary, nawet takiej małej jak ziarnko gorczycy. Oderwaliśmy się od wspólnoty Kościoła i bardziej myślimy kategoriami współczesnego świata niż Jezusa Chrystusa – podkreśla.
Poważny problem
Na problem usługowego podejścia przez niektórych wiernych do sakramentów zwraca uwagę coraz więcej księży. Ich zdaniem to obecnie jeden z najpoważniejszych problemów Kościoła. – Część ludzi przychodzi do Kościoła jak do sklepu. Po to, by załatwić sprawę, coś dostać – mówi ks. Jan Sikorski, emerytowany proboszcz parafii św. Józefa w Warszawie. – Dochodzi wówczas do totalnego nieporozumienia. Z jednej strony mamy sakramenty, które są darem od Boga, do których przyjęcia potrzebna jest wiara i które mają nam pomóc tę wiarę pogłębiać i ubogacać. Kościół może ich udzielać tylko tym, którzy są do nich przygotowani. Z drugiej strony mamy postawę roszczeniową części wiernych i brak zrozumienia, czym sakramenty są. Nic zatem dziwnego, że coraz częściej dochodzi do konfliktów na linii proboszczowie – wierni, a ludzie odchodzą z biura parafialnego rozczarowani – dodaje.
– Postawa roszczeniowa wśród wiernych jest coraz powszechniejsza. Ostatnio kiedy nie chcieliśmy spełnić jakiegoś żądania, usłyszałem, że jak tak dalej księża będą postępować, to zostaną w Kościele sami – opowiada dominikanin o. Paweł Kozacki. – Coraz częściej pojawiają się też argumenty znane z handlu: płacę – wymagam.
Chrzest, ślub, bierzmowanie
Księża przyznają, że najczęściej do konfliktów dochodzi w trakcie przygotowań do sakramentów chrztu, małżeństwa i bierzmowania.
– Ksiądz utrudnia, a ja chcę tylko ochrzcić dziecko – to zdanie słyszał wielokrotnie każdy proboszcz – mówi ks. Sikorski. – Najczęściej dzieje się tak, kiedy rodzice nie mają ślubu. Obowiązkiem Kościoła jest wówczas nakłaniać ich, jeśli jest to możliwe, do uporządkowania tych spraw. Jednak ludzie nie przyjmują tego dobrze. Często słyszymy, że tak nie można. To nie wina dziecka, że rodzice tak żyją itp. Wielu proboszczów ulega takim argumentom – podkreśla.
Ale występują i inne trudności. – Przyszła do mnie para, która chciała ochrzcić dziecko. Podczas rozmowy okazało się, że matka chrzestna jest osobą niewierzącą. Nie mogli zrozumieć, dlaczego dla Kościoła stanowi to problem. Mimo mojego tłumaczenia, że rodzice chrzestni przyjmują na siebie obowiązek wychowania dziecka w duchu katolickim i w tej sytuacji spełnienie tego warunku jest niemożliwe, matka upierała się, że to jej najlepsza przyjaciółka i powinna być matką chrzestną jej dziecka – opowiada jeden z księży pracujących w poznańskiej parafii. – Dla wielu osób „trzymanie dziecka do chrztu” staje się jedynie „okazją towarzyską” – dodaje.
Podobne problemy występują przy zawieraniu małżeństwa. – Dla wielu młodych ślub kościelny jest obecnie tylko dodatkiem do wesela. Mało istotnym, choć niezbędnym szczegółem. Nie chcą się do tego sakramentu w żaden sposób przygotowywać. Kiedy Kościół stawia im w tej mierze pewne wymagania, obrażają się. „Ale o co chodzi, proszę księdza? Przecież płacimy za ślub” – podkreślają. Nie dostrzegają różnicy między wynajęciem sali weselnej a sakramentem małżeństwa – załamuje ręce jeden z warszawskich księży. – Kiedy próbuje się im tłumaczyć, dlaczego konieczne są te przygotowania, słyszymy, że Kościół potrafi tylko utrudniać życie.
Najwięcej nieporozumień wywołuje chyba przygotowanie do sakramentu bierzmowania. – Wielu młodych w ogóle nie wie, po co go przyjmuje. Bardzo często można usłyszeć, kiedy się z nimi rozmawia, że przychodzą do bierzmowania, bo chcą mieć święty spokój. Bo nie chcą potem mieć problemów ze ślubem – opowiada ojciec Kozacki.
Żeby to zmienić, Kościół wprowadził kilkuletnie przygotowania do tego sakramentu. Młodzi muszą m.in. uczestniczyć w specjalnych spotkaniach formacyjnych. Czy to działa? – Nie do końca. Wiele osób traktuje uczestnictwo w nich jako obowiązek, który trzeba po prostu odbębnić. Podobnie jest z obowiązkowym uczestnictwem w Mszy św. czy pójściem do spowiedzi. Później niektórzy przychodzą do spowiedzi i mówią, że „przyszli po podpis”. Kapłan musi się bardzo w konfesjonale natrudzić, by taka spowiedź w ogóle była ważna – mówi o. Kozacki.
Obrzędy przysłaniają istotę
Na inny problem zwraca uwagę Paweł Milcarek, redaktor naczelny „Christianitas”. – Dla wielu osób sakrament staje się jakimś magicznym obrzędem, w którym wypada uczestniczyć. Problem w tym, że liczy się tylko sama uroczystość, ale nie istota sakramentu. Widać to zwłaszcza przy pierwszej Komunii św., która jest istotnym wydarzeniem rodzinnym i towarzyskim, okazją do otrzymania prezentów, a nie zrozumienia, czym jest dar Eucharystii – podkreśla. – Podobnie jest z innymi sakramentami, które traktowane są często jako jednorazowe wydarzenie, coś, co nam się należy, a nie jako dar, który towarzyszy nam przez całe życie i z którego możemy korzystać – mówi Milcarek.
Jego zdaniem Kościół nie radzi sobie z tym problemem. – Można powiedzieć, że zawsze istniały w Kościele dwie grupy wiernych. Tych, którzy podchodzili do religii w sposób bardziej świadomy, i tych, którzy nie zagłębiali się w jej istotę. Problem jednak w tym, że dziś ta druga grupa stanowi zdecydowaną większość, a nawet wśród ludzi bardzo pobożnych zdarzają się osoby, które podchodzą do sakramentów jak do usługi, która nam się od Kościoła należy – mówi Milcarek.
Dlaczego tak się dzieje?
– Przyczyn jest wiele. Przede wszystkim coraz mniejsza świadomość religijna. Wielu ludzi nie zna nawet podstawowych prawd wiary, a co dopiero istoty sakramentów – uważa ks. Sikorski. – Problem w tym, że nie mają gdzie się ich nauczyć. Rodzice w domu nie przekazują tej wiedzy, bo często sami jej nie mają. Katecheza w szkołach jest lekceważona itd. – dodaje.
W tej sytuacji pojawiają się głosy, że być może Kościół powinien wyjść naprzeciw oczekiwaniom wiernych i poluzować niektóre nakazy moralne, być bardziej elastycznym itp. – Kościół nie może zmieniać prawd, które głosi, dlatego że takie są nastroje czy oczekiwania społeczne – odpowiada o. Kozacki. – Sakramenty i to jak powinno się do nich podchodzić nie są jakimś widzimisię księży, tylko wynikają z prawd wiary – podkreśla i podaje przykład Kościoła w wielu krajach Europy Zachodniej. – Tam w pewnym momencie przyjęto model Kościoła jako punktu usługowego, który stara się jedynie odpowiadać na zapotrzebowanie wiernych i ich specjalnie nie niepokoić. Efekt? Odpływu wiernych z kościołów i tak nie udało się zatrzymać, a niektóre sakramenty zatraciły u wiernych swój sens, jak np. sakrament pokuty – mówi o. Kozacki. – Takie myślenie to droga donikąd. Celem Kościoła nie jest zabieganie o wiernych, by byli zadowoleni, by świątynie były pełne – choć wielu się tak wydaje. Prawdziwy cel to prowadzenie ludzi do zbawienia. Stawianie im wymagań i mówienie rzeczy, które nie zawsze są przyjemne. Tego celu Kościół nie może zatracić – podkreśla.
– Każdy z nas jest sługą wobec Jezusa Chrystusa, który całym swoim życiem uczy nas służby i nie oczekuje żadnej wdzięczności, tylko naśladowania Go w tym. Jeśli człowiek tego nie zrozumie, to nieustannie będzie przyczyniał się do rozbijania Kościoła, gdyż nie będzie umiał wejść we właściwe relacje z Panem Bogiem i drugim człowiekiem. Jego postawa będzie ciągle roszczeniowa, a sakramenty przyjęte tylko dla zaspokojenia sumienia niczego nie rozwiążą. Dopiero otwarcie się na Boga i utożsamianie się ze wspólnotą Kościoła uczy człowieka właściwej wiary. Wiary mocnej i pięknej, która nie dzieli, a łączy. W Kościele ma dokonywać się spotkanie człowieka z Bogiem i z drugim człowiekiem na płaszczyźnie tej samej wiary. W innym przypadku będziemy mieli „załatwiaczy” swoich spraw i swoich interesów. Tacy ludzie bardzo szybko oddalą się od wspólnoty, gdy załatwią to, co jest im potrzebne na dzisiaj. Ale jutro pojawi się problem niezrozumienia księdza, drugiego człowieka i swojego losu – podkreśla ks. Szostakiewicz.
Komu sakramenty?
„Celem sakramentów jest uświęcenie człowieka, budowanie mistycznego Ciała Chrystusa, a wreszcie oddawanie czci Bogu. Jako znaki mają one także pouczać. Sakramenty wiarę nie tylko zakładają, lecz za pomocą słów i rzeczy dają jej wzrost, umacniają ją i wyrażają. Słusznie więc nazywają się sakramentami wiary” (KKK 1123). To proste sformułowanie zawarte w Katechizmie Kościoła Katolickiego trzeba odnieść do wielu dylematów, które zostały wcześniej wyrażone w wypowiedziach cytowanych przeze mnie kapłanów. Przyjęcie sakramentu nie jest jakimś folklorystycznym wydarzeniem w życiu człowieka. Choć są one związane z pięknymi ceremoniami i mają swoją zewnętrzną oprawę, bez wątpienia mogą się bez niej obyć. To, co najważniejsze, dzieje się przecież między człowiekiem i Bogiem. A więc zakłada wiarę tego, kto sakramenty przyjmuje.
Powracające tutaj często słowo „usługa” jest bardzo bolesne, zwłaszcza jeśli przypomnimy sobie towarzyszące nam hasło: Kościół naszym domem. Bo dom nie jest przecież miejscem świadczenia usług, ale serdecznej obecności i wzajemnego wsparcia. Ci, którzy zjawiają się w parafiach, by „skorzystać z ich usług”, rzeczywiście mogą poczuć się zawiedzeni, zwłaszcza pojawiającą się oschłością domowników. Jednak braterstwo domu, którym jest dla nas Kościół, musi skłaniać do postawienia pytania, jak pomóc tym wszystkim, którzy od tego domu się oddalili. Z jednej strony księżą stają dziś wobec pytania, czy nie należałoby sakramentalnej posługi konkretnej osobie odmówić, z drugiej – pytają, jak to zrobić, by ktoś słysząc o wymaganiach, nie odwrócił się plecami i nie opuścił tego domu, trzaskając drzwiami…
Prostych odpowiedzi i prostych rozwiązań w obliczu tych pytań i doświadczeń nie ma. Dla księży są to historie konkretnych ludzi, których chcieliby przyprowadzić na nowo do domu, którym jest Kościół. Żeby to zrobić, trzeba by jednak znaleźć podatny grunt – dobrą wolę i gotowość człowieka, by zobaczyć siebie nie tylko w kontekście oczekiwania na sakrament, ale całej jego relacji do Boga i Kościoła. To jednak oznaczałoby konieczność porzucenia drogi do supermarketu i wejścia na drogę, która prowadzi do nawrócenia.
Chrystus Zmartwychwstał! Prawdziwie Zmartwychwstał!
- Opublikowano: poniedziałek, 09 kwietnia 2012 14:19
Alleluja!!!
Drodzy Moi !
Uroczystość Zmartwychwstania Pańskiego to największe i najpiękniejsze święto. Z tej okazji wszystkim Drogim Parafianom i Miłym Gościom składam najlepsze i najserdeczniejsze życzenia: niech te dni zwycięstwa życia nad śmiercią będą pełne radości, miłości i pokoju, byśmy mimo różnych trosk i kłopotów, mogli zawsze śpiewać radosne „ALLELUJA – Jezus żyje”.
SZCZĘŚĆ BOŻE!
Rekolekcje dla dzieci 28 - 30 marzec 2012
- Opublikowano: niedziela, 01 kwietnia 2012 13:05
Kościół naszym domem
W środę rozpczęliśmy rekolekcje dla dzieci z naszej Szkoły Podstawowej. Zastanawialiśmy się nad głęboką wymową tegorocznego hasła duszpasterskiego. Ponieważ Kościół Powszechny na całym świecie jest naszym domem zwróciliśmy uwagę na sprawę Misji. Przybył do nas ks. Krzysztof Domagalski - były misjonarz z Albanii i Czadu. Opowiedział nam o pracy i życiu w Afryce i problemach z jakimi spotykają się tam chrześcijanie. Dzięki prywatnym fotografiom mogliśmy odbyć wycieczkę po kontynencie Afrykańskim.
Następnego dnia wyjechaliśmy na pielgrzymkę do Gniezna, by tam zwiedzić Katedrę i Muzeum Archidiecezjalne. Poznawanie historii Kościoła i własnej tożsamości to kolejny element by kochać wspólnotę Kościoła i czuć się w nim jak w domu.
Trzeciego dnia spotkaliśmy się w naszej świątyni by przeżywać sakrament pokuty i Mszę świętą. Eucharystia to największy dar jaki otrzymaliśmy od Boga. Korzystając z tego Misterium Męki, śmierci i Zmartwychwstania Jezusa stajemy się bogatsi duchem i możemy świadczyć życiem o naszym Panu Jezusie Chrystusie. Oby czas rekolekcji okazał się dla nas wszystkich niezwykle owocny i pomógł dobrze przeżyć Triduum Paschalne i Święta Wielkanocne.
IV Niedziela Wielkiego Postu
- Opublikowano: sobota, 17 marca 2012 21:29
Różowa Niedziela
Wielki Post osiągnął półmetek, a czy Ty już się zatrzymałeś, by zweryfikować swoje życie???
Pośród wszystkich niedziel Wielkiego Postu na specjalne wyróżnienie zasługuje czwarta. Od różowego koloru szat liturgicznych nazywa się ją „Różową niedzielą”. Niektórzy historycy próbują tłumaczyć radosny charakter tejże niedzieli tzw. rytem „otwarcia uszu”, który celebrowany był w środę poprzedzającą tę niedzielę. Obrzęd ten, nazywany także „Effeta”, stanowił etap przygotowujący do przyjęcia sakramentu chrztu. Celebrans dotykał dużym palcem prawego i lewego ucha oraz zamkniętych ust kandydatów do chrztu i mówił: „Effeta, to znaczy: Otwórz się”. Obrzęd symbolicznie wyrażał konieczność łaski Chrystusa do przyjęcia słowa Bożego i głoszenia go innym.
Natomiast o zwyczaju używania w tym dniu szat liturgicznych koloru różowego wspomina się po raz pierwszy w XVI wieku. Prawdopodobnie miało to związek z błogosławieniem przez papieża w tym dniu złotej róży. Błogosławieństwo to nie ma żadnego związku z przygotowaniem do chrztu. Od X wieku w Rzymie bardzo uroczyście świętowano zwycięstwo wiosny nad zimą i z tej okazji przynoszono do świątyni kwiaty. Od XI wieku papież zamiast naturalnych kwiatów błogosławił zwykle bardzo cenną sztuczną różę, która potem była ofiarowywana znanym i wybitnym osobistościom z ówczesnego świata.
Charakter czwartej niedzieli Wielkiego Postu najlepiej oddaje antyfona na wejście: Raduj się Jerozolimo, zbierzcie się wszyscy, którzy ją kochacie. Cieszcie się, wy, którzy byliście smutni, weselcie się i nasycajcie u źródła waszej pociechy (por. Iz 66, 10-11). Tym źródłem naszej pociechy jest oczywiście Chrystus. Liturgia słowa ukazuje Go jako tego, który uzdrawia ze wszelkich chorób, jako jedynego Zbawiciela. Chrystus jest Światłem, które oświeca ludzkie drogi, ale przede wszystkim wyprowadza człowieka z ciemności grzechu. Mamy tu wyraźne odniesienie do chrztu i do obmycia, które uzdrawia i sprawia, że człowiek staje się kimś innym, że zaczyna żyć innym życiem. W pierwszych wiekach chrzest często nazywano Photismos, czyli Oświecenie, a ochrzczonych Oświeconymi. W ten sposób, jak mówi prefacja tej niedzieli chrzest jest sakramentem powtórnego narodzenia, uwolnienia z niewoli grzechu i w końcu wyniesieniem do godności dzieci Bożych. W tekstach biblijnych i liturgicznych modlitwach odnajdujemy najgłębszy sens chrześcijańskiej radości i nadziei. Niech także dziś będą to znaki rozpoznawcze każdego ochrzczonego./ks. D.K./